~ Chyba mój pierwszy pacjęt... ~ spojrzałam na biedaka. Żebra można policzyć bez większego problemu... ~ Jak go tutaj zatargać? ~ zadałam sobie to pytanie.
Obejrzałam go dokładniej, chyba nie ma złamań, więc nie powinno być problemu. Chwyciłam jego skórę przy karku i zaczęłam wlec. Nie miałam jakoś specjalnie daleko.
***
Basior grzecznie leży na posłaniu. Zaczęłam łapą przeczesywać jego
futro w poszukiwaniu ran. Znalazło się ich kilka, albo i więcej.
Przygotowałam bandaże z liści i jakieś olejki, na szybsze gojenie.
Jeszcze woda...no tak. Wzięłam miskę i potruchtałam do źródełka.Zadanie niesienia wody w misce nie należało do najprostszych. Odrobinę zbyt agresywny ruch i zawartość się wylewa...Jakie to uciążliwe. Ale doniosłam i nawet niewiele wylałam.
Postawiłam miskę obok wszystkich medykamentów, potrzebnych do leczenia basiora. Zaczęłam od przemywania ran wodą, następnie maść i bandaż.
***
~ Dobra, teraz przydałoby się jakieś jedzenie... ~ jak pomyślałam, tak też uczyniłam. Wróciłam do moich pierworodnych zajęć. Rozglądając się za ofiarą trafiłam na jelenia. No, nie jest to łatwy przeciwnik, zwłaszcza patrząc na moją kondycje, ale muszę się postarać. Trochę mi zajęło uporanie się ze zwierzyną, ale po dłuższej szamotaninie leżała martwa. Zaciągnęłam go za rogi do domu.
Położyłam jedzenie niedaleko legowiska. Jeszcze woda! Wzięłam miskę i dzielnie uporałam się z wkurzającymi prawami fizyki. Również postawiłam ją niedaleko poszkodowanego. Usiadłam przy wyjściu z jaskini i czekałam, aż się obudzi.
< Aksel? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz