- Nie musisz nic robić. - odpowiedziałam prosto. - To mój obowiązek.
- Ale jak to? - spytał jakby samego siebie.
- Jestem Uzdrowicielką tej watahy.
- Mhm... - burknął niezadowolony.
-
To w sumie...chciałbyś do nas dołączyć, czy cie wypuścisz, jak
wyzdrowiejesz? - wilczur zamyślił się. W sumie, nie dziwie się mu, dość
ważna decyzja do podjęcia.
Siedzieliśmy w ciszy. Słychać
było, jak wiatr dudni na dworze. Nagle do mojego ucha dotarły szmery.
Aksel również to usłyszał, gdyż wyraźne było widać, jak został wybudzony
z transu.
- Idę sprawdzić co to... - wstałam od basiora. Widziałam, jak chciał się podnieść, ale skończyło się to niepowodzeniem.
Stawiając łape za łapą wyszłam na brzeg jaskini, rozejrzałam się
bacznie. Nic nie widziałam. Po chwili usłyszałam jakieś stęki i
jęki...Ten głos, był znajomy. Te coś lub raczej ktoś poruszyło się w
krzakach. Wyłonił się z nich...mój ojciec. Zmęczony życiem wilczur o
brązowym futrze, z widocznymi siwymi akcentami. Spojrzał na mnie
zmęczonym wzrokiem i od razu na jego pysku pojawił się uśmiech.
- Witaj słońce. - przywitał się obejmując mnie łapą.
-
Hej tato. - odwzajemniłam uścisk. Ucinając sobie małą pogawędkę
weszliśmy do środka. Basior widząc innego, młodego samca uśmiechnął się
ciepło.
- To twój partner?
Nastała niezręczna
cisza. Wiedziałam, że to powie, on nigdy się nie zmieni...Spojrzałam na
Aksel, on na mnie. Obaj byliśmy skrępowani...
- N-nie... -
zająknęłam się - Czy ty, każdego basiora, z którym się przyjaźnie albo
nawet tylko rozmawiam, musisz uważać za partnera? - burknęłam oburzona.
-
Miałem taką nadzieje... - spojrzał na mnie. - Ty już tak długo żyjesz, a
ja nadal nie doczekałem się szczeniaków...chcę dożyć tego momentu. -
spłonęłam rumieńcem.
- Sam zachciało ci się późno... - fuknęłam w jego stronę. Znów nakierowałam wzrok w stronę basiora. Ciekawe, co on na to.
< Aksel? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz